Pierwszeństwo pieszych – duch kontra litera prawa
Przed Sądem Rejonowym w Starogardzie Gdańskim toczy się z pozoru błahe postępowanie wykroczeniowe o czyn polegający na niezgodnym z ustawą nieustąpieniu pierwszeństwa pieszemu wchodzącemu na jezdnie. Błahe, bo na skutek tego zdarzenia nikomu nie stała się krzywda. A dlaczego z pozoru? Bo sposób prowadzenia postępowania przez sąd i obrony przez obwinionego, a także przedstawiana przez niego argumentacja, dają podstawy do ciekawych przemyśleń na temat ducha i litery prawa.
Spis treści
- O co chodzi w sprawie?
- Pogląd obwinionego zgodny z literą prawa
- Kontrargumenty zgodne z duchem prawa
- Najważniejsze jest bezpieczeństwo, a prawo ma służyć ludziom
- Niech zdecyduje czytelnik, ale decyzja ta musi być przemyślana
O co chodzi w sprawie?
Sprawę wielokrotnie opisywał zajmujący się sprawą bezpieczeństwa w ruchu drogowym portal brd24.pl. Zdecydowanie najciekawszy jest najnowszy artykuł, do którego załączono nagranie fragmentu jednej z dwóch dotychczas przeprowadzonych rozpraw .
Materiał zawiera część wyjaśnień obwinionego Przemysława Przybysza (ujawnił swoje dane w mediach), przybierających momentami formę niezwykle ciekawej dyskusji prawnej z sędzią przewodniczącym.
Pan Przybysz znany jest w kręgu osób zainteresowanych tematyką tzw. BRD (bezpieczeństwo w ruchu drogowych) z forsowania własnej, autorskiej interpretacji przepisów ustawy – Prawo o ruchu drogowym oraz Konwencji o ruchu drogowym, w szczególności w zakresie przepisów dotyczących relacji między pieszymi a kierowcami. Trzeba przyznać, że jego wywody niepozbawione są logiki, a sposób ich formułowania swoją jakością zawstydziłby zapewne wiele osób o wykształceniu prawniczym (Pan Przybysz takowego nie posiada). Dużą dyskusje powoduje natomiast fakt, że poglądy forsowane przez wymienionego, choć zgodne z literą prawa rozumianego wprost, niekoniecznie odpowiadają na potrzebę zwiększenia bezpieczeństwa w ruchu drogowym. Przynajmniej według wielu jego adwersarzy.
Aby zrozumieć problem, konieczne jest chociaż skrótowe zaznajomienie się ze stanem faktycznym sprawy zawisłej przed sądem. Rozpatrywane są tam dwa zdarzenia, które zostały zarejestrowane na nagraniach z kamerki samochodowej Pana Przybysza. W obydwu przypadkach na materiale filmowym widzimy zbliżanie się obwinionego (kierującego pojazdem mechanicznym) do oznakowanego przejścia dla pieszych bez sygnalizacji świetlnej. Zwieńczeniem filmów jest przejazd przez te przejścia, w sytuacji, w której pieszy znajduje się na wyspie azylowej znajdującej się na środku jezdni.
Nagrania te posłużyły Policji do sformułowania wobec obwinionego wniosku o ukaranie za czyn określony w art. 86b §1 pkt 1 kodeksu wykroczeń. Zgodnie z tym przepisem:
Kto na drodze publicznej, w strefie zamieszkania lub strefie ruchu, prowadząc pojazd mechaniczny wbrew obowiązkowi nie ustępuje pierwszeństwa pieszemu, podlega karze grzywny nie niższej niż 1500 złotych.
W ocenie oskarżyciela publicznego, obowiązek ustąpienia pierwszeństwa pieszym znajdującym się na wyspie azylowej określa art. 26 ust. 1 ustawy – Prawo o ruchu drogowym, który stanowi:
Kierujący pojazdem, zbliżając się do przejścia dla pieszych, jest obowiązany zachować szczególną ostrożność, zmniejszyć prędkość tak, aby nie narazić na niebezpieczeństwo pieszego znajdującego się na tym przejściu albo na nie wchodzącego i ustąpić pierwszeństwa pieszemu znajdującemu się na tym przejściu albo wchodzącemu na to przejście.
Nie podlega sporowi, że piesi uwidocznieni na filmach nie znajdowali się na przejściu dla pieszych, gdyż wyspa azylowa nie stanowi jego części (potwierdzają to zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy tez stawianych przez obwinionego). Wobec tego, oskarżyciel publiczny – skoro sformułował wniosek o ukaranie – musiał uznać, że mamy tutaj do czynienia z pieszymi „wchodzącymi” na przejście dla pieszych.
Pogląd obwinionego zgodny z literą prawa
Taka interpretacja jest sprzeczna z poglądem prezentowanym przez Pana Przybysza. Poglądem, który na poziomie językowych rzeczywiście jest możliwy do obrony. Zgodnie ze Słownikiem Języka Polskiego PWN, „wejście” oznacza „przekroczenie granicy jakiegoś pomieszczenia lub obszaru” czy też „przekroczenie mownej granicy jakiejś sfery lub strefy”. „Wchodzenie” więc to faza czynna tego przekraczania. Mając to na względzie, dochodzimy do wniosku, że „wchodzenie” – przykładowo przez drzwi – to faza, w której dochodzi do przekraczania progu pomieszczenia. Tym samym, „wchodzenie” na przejście dla pieszych, to przekraczanie granicy między chodnikiem a jezdnią. Według tej interpretacji, pieszym „wchodzącym” jest ten, którego najdalej część ciała (albo nawet rzecz przez niego niesiona) fizycznie przekracza już tę granicę. A to z kolei prowadzi do kluczowej konkluzji, że widoczni na filmie piesi oczekujący jeszcze przed tą przestrzenną linią, nie są pieszymi „wchodzącymi” na jezdni. W związku z tym, brak jest obowiązku ustąpienia im pierwszeństwa.
Co więcej, w świetle art. 26 ust. 1 PorD, widząc takiego pieszego nie trzeba nawet zmniejszać prędkości. Zdaniem obwinionego, jedyny obowiązek jakim obarczony jest w tej sytuacji kierujący, to zachowanie szczególnej ostrożności. Chodzi tutaj o ostrożność polegającą na zwiększeniu uwagi i dostosowaniu zachowania uczestnika ruchu do warunków i sytuacji zmieniających się na drodze, w stopniu umożliwiającym odpowiednio szybkie reagowanie (art. 2 pkt 22 PoRD). Obwiniony w czasie swoich wyjaśnień stwierdza, że ten obowiązek wypełnił, zwiększając uwagi. Zachowania swojego zmienić natomiast nie musiał, gdyż nie zmieniała się sytuacja drogowo (pieszy wszedł na azyl i na nim pozostał).
Idąc dalej, obwiniony wskazuje, że przepisy prawa wręcz zakazywały mu w takiej sytuacji zatrzymania się na jezdni. Chodzi tutaj o art. 49 ust. 1 pkt 2 PoRD, który zabrania zatrzymania pojazdu na przejściu dla pieszych i w odległości mniejszej niż 10m przed tym przejściem. Zakaz ten – zgodnie z ust. 4 – nie dotyczy jedynie sytuacji unieruchomienia pojazdu w związku z warunkami lub przepisami ruchu drogowego. Skoro więc – jak wyżej wskazano – brak jest obowiązku ustąpienia pieszemu stojącemu na wyspie azylowej, nie ma żadnego przepisu, który wyłączałby ustawowy zakaz zatrzymania pojazdu w odległości mniejszej niż 10m przed przejściem dla pieszych.
Uprzedzając ewentualne wątpliwości, przy literalnej wykładni przepisów nie dałoby się również obronić zatrzymania pojazdu w odległości większej niż 10m od przejścia dla pieszych. Zgodnie z art. 46 ust. 1 PoRD, zatrzymanie nie może powodować utrudnienia (tamowania) ruchu. Zatrzymanie pojazdu na jezdni, lecz w dalszej niż zakazana odległości od przejściach dla pieszych, z całą pewnością ten ruch zatamuje.
Obwiniony, pytany o cel przepisów dotyczących pieszych, również opiera się na literze prawa. Wskazuje on bowiem, że zgodnie z Konwencją o ruchu drogowym, jej funkcją jest zapewnienie płynności ruchu drogowego (literalnie, według jej treści – ułatwienie międzynarodowego ruchu drogowego). To akurat nie jest takie oczywiste, nawet według wykładni językowej, gdyż Konwencja mówi nie o „ruchu drogowym” jako takim, ale o „międzynarodowym ruchu drogowym”. Oznacza to prawdopodobnie, że zamiarem twórcy umowy było nie zapewnienie płynności samej jazdy, ale wprowadzenie ułatwień dla kierowców poruszających się na terytorium kilku krajów. Chodzi tutaj o ułatwienia polegające chociażby na ujednoliceniu oznakowania drogowego czy innego typu zasad.
Kontrargumenty zgodne z duchem prawa
W każdym razie, interpretacja literalna przedstawiona powyżej jest rzeczywiście logiczna. Pytanie, czy to wystarczy. Wątpliwości w tym zakresie zasiał sam sędzia prowadzący omawiane postępowanie, który wskazał, że dla obwinionego ważniejsza od bezpieczeństwa pieszych jest litera prawa. Tutaj przechodzimy do momentu, który dla nie-prawników może być niezrozumiały. Tak, nie zawsze litera prawa jest ważniejsza od jego ducha. Tak, zdarza się, że interpretacja słownikowa prowadzi do absurdu i wypaczenia celu oraz sensu przepisów.
Oczywiście nie jest tak, że interpretacja Pana Przybysza na pewno nie obroni się w sądzie. Jego przewaga polega na tym, że przedstawia on swoje racje w postępowaniu karnym. Przyjmuje się, że przepisy tej dziedziny prawa, jako że mocno godzą w prawa obywateli do osobistej wolności, muszą być jasne, aby znaleźć zastosowanie. Nie można bowiem penalizować zachowań, które są uznawane za niezgodne z prawem dopiero na podstawie daleko idącej i skomplikowanej interpretacji celowościowej niejednoznacznych przepisów prawa.
Na prawo oraz zachowania ludzi trzeba jednak patrzeć głównie z punktu widzenia dóbr chronionych przepisami karnymi. A tutaj takim dobrem jest bezpieczeństwo pieszych. Jeśli interpretacja literalna przy jej wdrożeniu w życie powoduje zagrożenie tego bezpieczeństwa oraz prowadzi do absurdów, zastosowana być nie powinna.
Badanie tej kwestii należy rozpocząć od analizy twierdzenia, że pieszym „wchodzącym” na przejście jest osoba, której najdalej wysunięta część działa przekracza granicę chodnika i jezdni. Zdaje się, że nie bez przyczyny przewodniczący składu orzekającego dopytywał o tę kwestię. Na nagraniu rozprawy słyszymy ciekawą dyskusję na temat tego, czy pieszym wchodzącym jest staruszka, której nogi pozostają na chodniku, a pochylona wprzód głowa przekracza jezdnię. Obwiniony potwierdził, że w takiej sytuacji piesza ta jest osobą „wchodzącą” na przejście dla pieszych. Tutaj należy sobie zadać pytanie, w jaki sposób za osobę „wchodzącą”, a więc „przekraczającą” pewną granicę można uznać kogoś, kto w ogóle się nie porusza? Takie pytanie ze strony sądu również padło, ale jednoznacznej odpowiedzi nie uzyskaliśmy.
Jeśli przyjąć literalną interpretację i tę wersję, należałoby uznać, że umożliwić przejścia nie trzeba osobie dynamicznym krokiem przybliżającej się do jezdni. Przepuścić natomiast trzeba stojącą staruszkę tylko dlatego, że jej głowa wystaje spoza obrysu krawężnika.
Dalej należy zauważyć, że zarówno obowiązki, jak i uprawnienia muszą być możliwe do zrealizowania. Według forsowanej interpretacji obowiązek zmniejszenia prędkości i ustąpienia pierwszeństwa pieszego miałby dotyczyć staruszki, której czubek głowy przeniesiony jest nad jezdnie. W takiej sytuacji należy zapytać, w jaki sposób kierujący nadjeżdżającym pojazdem i znajdujący się jeszcze kilkadziesiąt metrów od przejścia dla pieszych, miałby ocenić dokładne położenie osoby w przestrzeni. Jak miałby dostrzec, że nawet centymetrowy czubek głowy ponad powierzchnią asfaltu? Gdyby tak określić prawa pieszego i obowiązki kierującego, ten ostatni niemal nigdy nie mógłby zostać ukarany za nieustąpienie pierwszeństwa osobie „wchodzącej”. W większości przypadków nie dałoby mu się przypisać winy. Kierujący mógłby tłumaczyć się przekonaniem, że według jego wzroku nie mieliśmy do czynienia jeszcze z przekroczeniem granicy chodnika i jezdni. Przy często niewyraźnych nagraniach nawet najlepszy biegły miałby trudność z określeniem, jak było naprawdę.
Następnie, można pochylić się nad interpretacją historyczną. Jak wiadomo, jeszcze do 2021 roku w polskiej ustawie obowiązywał przepis nakazujący kierującym ustąpienia pierwszeństwa pieszym jedynie „znajdującym się na jezdni”. Mówiąc z nutką ironii, jedynym prawem pieszego z tego wynikającym, był zakaz rozjechania go, jeśli już raczy wejść przejście dla pieszych. Oczywiście nie mógł on tak po prostu tego zrobić, jeśli auto nadjeżdżałoby, gdyż naraziłoby go to na zarzut wtargnięcia (wejścia bezpośrednio przed jadący pojazd). Biorąc pod uwagę treść całego Prawa o ruchu drogowym, tego przepisu właściwie mogłoby nie być, a skutek był ten sam. Obowiązek przepuszczenia pieszego będącego już na przejściu dla pieszych, a więc zakaz jego rozjechania, można z powodzeniem wyinterpretować z treści art. 3 PoRD, powodującego obowiązek zachowania ostrożności i nie narażania innych uczestników ruchu drogowego na niebezpieczeństwo.
Po zmianach, w ustawie dodano obowiązek ustąpienia pierwszeństwa pieszemu nie tylko „znajdującemu się” na przejściu dla pieszych, ale również na nie „wchodzącemu”. Skoro na nowelizację się zdecydowano, to znaczy, że chciano dokonać jakichś realnych modyfikacji praw i obowiązków uczestników ruchu drogowego. Przyjmując natomiast wykładnie typowo literalną należałoby dojść do przekonania, że właściwie nic się nie zmieniło. Według niej, pieszy ma status „wchodzącego” przez jedynie ułamek sekundy. Dopóki bowiem nie zacznie przenoszenia nogi nad krawężnikiem, jest co najwyżej pieszym zbliżającym się albo oczekującym na przejście. Wtedy, według ustawy, nie należą mu się żadne prawa. Kiedy natomiast nogę postawi już na jezdni, uzyskuje status „znajdującego się” na przejściu dla pieszych. „Wchodzenie” przy takiej interpretacji jest więc jedynie etapem między przekroczeniem przez najdalej wysuniętą część ciała granicy chodnika i jezdni, a dotknięciem tejże. Nawet w przypadku staruszki ruch ten trwa nie więcej niż 1 sekundę.
Należy przy tym pamiętać, że zgodnie z art. 14 pkt 1 lit. a) PoRD, zabrania się wchodzenia na jezdnię bezpośrednio przed jadący pojazd, w tym również na przejściu dla pieszych. Oznacza to, że aby pieszy mógł legalnie rozpocząć „wchodzenie”, auto musi znajdować się w odpowiedniej odległości od przejścia dla pieszych. Ta oczywiście nie jest ustawowo określona i musi być każdorazowo określana na podstawie warunków ruchu drogowego i wielu innych czynników.
W przypadku nawet średnio gęstego ruchu, pierwszeństwo pieszego „wchodzącego” według literalnej interpretacji byłoby iluzoryczne. Nie dość, że pieszy ma status osoby „wchodzącej” przez ułamek sekundy, to jeszcze tenże ułamek musi wypaść akurat w odpowiedniej odległości od nadjeżdżającego pojazdu. Do tego, kierujący musi mieć jeszcze możliwość właściwego ustalenia, czy któraś z części ciała pieszego rzeczywiście przekroczyła granicę chodnika i jezdni. Czy to jest absurd? Odpowiedź na to pytanie pozostawię czytelnikom…
Można jednak pokusić się o stwierdzenie, że według celowościowej interpretacji „wchodzenie” pieszego rozpoczyna się jednak wcześniej. Tutaj warto odnieść się do treści Konwencji o ruchu drogowym. W jej polskiej wersji również mowa jest o zakazie narażania na niebezpieczeństwo pieszych „wchodzących” na przejście dla pieszych. Tekst angielski posługuje się już z kolei pojęciem „about to use”, co jest rozumiane inaczej niż polskie „wchodzenie”. Właściwie zwrot ten nie ma swojego jednowyrazowego odpowiednika w naszym języku. Można jednak uznać, że stan ten jest czymś pomiędzy „zamiarem” czy też „zbliżaniem się” do przejścia dla pieszych a przekraczaniem granicy chodnika i jezdni. Jeśli mówimy w angielskim, że „it is about to rain” uważamy za pewne pojawienie się deszczu w najbliższym czasie. Chociażby w związku z obserwacją chmur. Nie oznacza to jednak, że krople deszczu spadają już na ziemię, ale jeszcze do niej nie doleciały.
Co więcej, wykładnia ta nie jest wcale tak oczywiście niezgodna z językowym rozumieniem zwrotów prawnych. Owszem, słownik języka polskiego interpretuje „wchodzenie” w określony sposób. Jest to jednak sucha definicja, oderwana od praktyki. Nie jest do końca jasne, że – przykładowo – „wchodzenie” przez drzwi rozpoczyna się dopiero w momencie przesunięcia nogi ponad progiem. Równie dobrze można by obronić interpretację – również językową – zgodnie z którą proces ten rozpoczyna się w momencie otwarcia drzwi i ruszenia do przodu, nawet bez przekraczania pewnej przestrzennej granicy.
Najważniejsze jest bezpieczeństwo, a prawo ma służyć ludziom
Taka interpretacja „wchodzenia” zapewniałaby pieszym realne uprawnienia, a kierującym pozwalałaby na łatwe dostrzeżenie sytuacji, w której są zobowiązani podjąć określone działania. Gdyby przyjąć, że pieszym „wchodzącym” jest osoba zdecydowanie zbliżająca się do przejściach dla pieszych, będąca tuż przed nim, kierowca już z daleka wiedziałby, że musi zareagować. Jednocześnie rozszerzyłby się ten czas, w którym pieszy posiada prawo do wejścia na jezdnię. Przy tej wykładni uniknęlibyśmy też dywagacji na temat staruszek, których czubek głowy wystaje spoza chodnika nad jezdnię.
Oczywiście, w pewnym sensie problem przeniósłby się do innego miejsca w czasie. Konieczne byłoby bowiem poszukiwanie granicy między pieszym „zbliżającym się” do przejścia dla pieszych, a pieszym „wchodzącym” na nie. Dywagacje na ten temat, przekładające się następnie na dyskusje sądowej, dotyczyłyby jednak zdarzeń mających miejsce w pewnej odległości od jezdni. A to sprawiałoby, że bezpieczeństwo pieszych nie byłoby narażone na eksperymenty interpretacyjne kierowców. Sędzia nie musiałby też ironizować wskazując, że być może obwiniony mógłby dla wyższych celów edukacji społeczeństwa rozjechać pieszego i wykazywać następnie jego winę.
Dla porządku należy jeszcze wskazać, że inny niż wynikający z interpretacji literalnej forsowanej przez obwinionego zdaje się być cel zakazu zatrzymania na przejściu dla pieszych i w odległości mniejszej niż 10m od tego przejścia. Owszem, można zgodzić się z tezą, że ogólną funkcją przepisów PoRD jest zarówno zapewnienie bezpieczeństwa, jak i płynności ruchu drogowego. Można jednak pozwolić sobie na stwierdzenie, że jednak to pierwsze dobro jest kluczowe. Wynika to chociażby z silnej, konstytucyjnej ochrony prawa do życia. Zapisanej wprost, w przeciwieństwie do prawa do swobody przemieszczania się, które dopiero interpretowane jest z wolności osobistej czy też swobody przedsiębiorczości.
Nawet jeśli uznać płynność ruchu drogowego za wartość istotną, nie można zapominać, że przemieszczanie się pieszych również jest elementem tegoż. Obwiniony również ma na to swoją odpowiedź, natomiast nie wydaje się ona słuszna. Mianowicie, w różnych wpisach wskazuje on, że płynność ruchu pieszego powinna być chroniona jedynie na chodnikach, a płynność ruchu aut – na jezdni. Dodając do tego fakt, zgodnie z którym przejście dla pieszych jest częścią jezdni, a nie chodnika (tak stanowią przepisy), dochodzi on do przekonania, że ochrona płynności ruchu pieszego nie dotyczy przekraczania przez nich jezdni. Jak zwykło się bowiem mawiać – pieszy jest na jezdni jedynie gościem.
Taka interpretacja zdaje się być wadliwa, gdyż prawo nie powinno tworzyć pewnej fikcji, a służyć ludziom. Oczywistym jest, że piesi nie przekraczają jezdni „dla zabawy” czy w celu dokuczenia kierowców, ale aby przemieścić się z punktu A do punktu B. Formalnie przejście dla pieszych nie jest częścią chodnika, ale w praktyce stanowi jego uzupełnienie, jako element niezbędny dla ruchu.
W każdym razie, i tak kluczowa jest kwestia bezpieczeństwa osób. A art. 49 ust. 1 zdaje się odpowiadać na potrzebę jego ochrony. I tak, zakaz zatrzymania się przed przejściem dla pieszych, w odległości mniejszej niż 10m, ma na celu wykluczenie sytuacji, w której pieszy staje się niewidoczny dla jadących jezdnią. Podobnie rzecz ma się z zakazem zatrzymania w odległości mniejszej niż 10m od skrzyżowania. Gdyby celem było tutaj zapewnienie płynności ruchu, przepis ten nie byłby w ogóle potrzebny. Wszak art. 46 ust. 1 PoRD przewiduje ogólny zakaz zatrzymania pojazdu tam, gdzie spowodowałoby to utrudnienie ruchu.
Niech zdecyduje czytelnik, ale decyzja ta musi być przemyślana
Oczywiście to czytelnikowi można zostawić decyzję, jakiego typu interpretacja jest mu bliższa. Celem autora tej publikacji nie jest zdyskredytowanie Pana Przybysza, a jedynie pokazanie, że interpretacje literalne przepisów nie muszą odpowiadać na wszystkie potrzeby społeczne. A prawo tworzone jest przecież dla ludzi. Tymi ludźmi są zarówno kierowcy, jak i piesi. Na koniec dnia kluczowe jest to, aby na drodze było po prostu bezpiecznie. Tę wartość powinien brać pod uwagę każdy, kto decyduje się intepretować przepisy prawa. Trzeba więc przede wszystkim odpowiedzieć na pytanie, jaki sposób wykładni prowadzi do ochrony zdrowia i życia ludzkiego.
Ważna uwaga jest taka, że nawet uznanie za słuszną interpretacji celowościowej, która zdaje się być bardziej pro piesza, nie oznacza zwolnienia niezmotoryzowanych z obowiązków na drodze. Obowiązek ustąpienia pierwszeństwa pieszemu „wchodzącemu”, nawet w wariancie szerokim, nie daje pieszym prawa do dowolnego, nieprzemyślanego wchodzenia na jezdnie. Na nich również ciąży bowiem obowiązek zachowania szczególnej ostrożności oraz obarczają ich różnego rodzaju zakazy.
Poniżej znajduje się relacja z przebiegu sprawy: