Sebastian M. usłyszał zarzuty. Co dalej ze sprawą tragicznego wypadku na autostradzie A1?

Zakończył się proces ekstradycji Sebastiana M. Podejrzany o spowodowanie wypadku drogowego, w którym zginęła trzyosobowa rodzina, usłyszał zarzuty. Wskazany przez policję sprawca nie przyznał się jednak do winy, co jest zapowiedzią długotrwałego procesu. Jaka kara grozi łódzkiemu przedsiębiorcy?
Dowodem dużego społecznego zainteresowania sprawą niech będzie fakt, że trasę samolotu relacji Dubaj-Warszawa, na którego pokładzie znajdował się Sebastian M., śledziła rekordowa liczba osób. Udaną ekstradycją pochwalił się w mediach społecznościowych premier Donald Tusk. Sprowadzenie podejrzanego do Polski to jednak dopiero początek procesu, który doprowadzi do sądowego rozstrzygnięcia. Już sama treść zarzutów pokazuje, że nie obejdzie się bez kontrowersji.
Spis treści
- Przebieg zdarzeń i ustalenia śledztwa
- Wypadek czy zabójstwo? Kontrowersje wokół kwalifikacji czynu
- Potrzebujesz pomocy prawnej? Zapisz się na poradę
- Jaka kara grozi Sebastianowi M?
Przebieg zdarzeń i ustalenia śledztwa
Przypomnijmy, że we wrześniu 2023 roku doszło do tragicznego wypadku, w skutek którego śmierć poniosły trzy osoby – rodzice i ich pięcioletni syn, pasażerowie samochodu osobowego marki Kia. Według relacji świadków, ich pojazd został staranowany przez auto marki BMW, za którego kierownicą siedział Sebastian M.
Mężczyzna początkowo nie był jednoznacznie typowany na sprawcę zdarzenia, co ostatecznie pozwoliło mu uciec z kraju. Wszystko dlatego, że nie został zatrzymany przez policję. Miał nawet przekonywać, że uszkodzenia jego auta nie mają związku ze zderzeniem z innym pojazdem. Optyka śledczych zmieniała się jednak w miarę pozyskiwania nowych dowodów. Doprowadziło to do wydania za podejrzanym listu gończego i czerwonej noty Interpolu, a w rezultacie do sprowadzenia go do kraju.

Sebastian M. w katowickiej prokuraturze usłyszał zarzut spowodowania wypadku drogowego ze skutkiem śmiertelnym. Nie brzmi to zaskakująco, a mimo to budzi kontrowersje. Na kanwie tej sprawy część ekspertów postulowała bowiem, aby sprawcom najtragiczniejszych zdarzeń drogowych stawiane były zarzuty zabójstwa. Na ten moment jednak prokuratorów nie przekonała argumentacja teoretyków prawa.
Wypadek czy zabójstwo? Kontrowersje wokół kwalifikacji czynu
Dlaczego zabójstwo? Prowadzenie analiz w tym kierunku z pewnością jest spowodowane faktem podejrzenia drastycznego naruszenia przepisów prawa o ruchu drogowym przez sprawcę. W ocenie części specjalistów, pojazd przed zdarzeniem mógł bowiem poruszać się nawet z prędkością 314 km/h (!). Trzeba jednak zastrzec, że taką konkluzję przedstawiła prywatna firma, niemająca zapewne dostępu do akt sprawy. Szacunki prokuratorskie są niższe, ale również działają na wyobraźnie – według doniesień prędkość mogła wynosić 253 km/h.
W związku z tym prawnicy postulują, aby w jakiś sposób już na etapie tworzenia prawa rozróżnić zagrożenie karą za wypadki spowodowane przez zwykły błąd oraz niewytłumaczalną brawurę. Tak jak to ma miejsce w niektórych krajach. W przypadku chociażby włoskiego „zabójstwa drogowego”, na podstawie przepisów przewidujących surowszą odpowiedzialność skazuję się kierowcę, który przekroczył dozwoloną prędkość o więcej niż 50km/h i w tych okolicznościach spowodował śmierć innej osoby. Ustawodawstwo australijskiej Nowej Południowej Walii zaostrza zaś karę za wypadek spowodowany podczas jazdy z prędkością niebezpieczną dla innych albo w sposób niebezpieczny dla innych.
Omawiana sprawa spowodowała, że również w Polsce ruszyły przygotowania do wprowadzenia przepisów zaostrzających odpowiedzialność karną. Najczęściej pojawiająca się propozycja mówi o wyższej sankcji za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym przy przekroczeniu prędkości o przeszło 50km/h, podobnie jak ma to miejsce we Włoszech.
Nawet jeśli takie przepisy weszłyby w życie, nie znalazłyby zastosowania w sprawie Sebastiana M. Prawo karne nie działa bowiem wstecz, a w przypadku zmian przepisów należy zawsze stosować ustawę korzystniejszą dla sprawcy. Dlatego też nie milkną głosy za postawieniem łódzkiemu przedsiębiorcy zarzutu zabójstwa. Tylko w ten sposób śledczy mieliby pewność, że otrzyma on surowszą karę niż sprawca zdarzenia, który nieumyślnie naruszył przepisy prawa o ruchu drogowym.
Potrzebujesz pomocy prawnej? Zapisz się na poradę
Jaka kara grozi Sebastianowi M?
Warto zwrócić uwagę, że sankcja za „zwykły” wypadek ze skutkiem śmiertelnym wynosi od 6 miesięcy do 8 lat pozbawienia wolności. Konkretna kara wymierzana jest według uznania sędziowskiego, uwzględniając stopień społecznej szkodliwości czynu, okoliczności obciążające i okoliczności łagodzące, cele kary w zakresie społecznego oddziaływania, a także cele zapobiegawcze, które ma ona osiągnąć w stosunku do skazanego. Nie ma więc żadnych twardych i nie podlegających interpretacji wskaźników, na podstawie których wymierza się karę.
Polskie przepisy przewidują surowszą odpowiedzialność za wypadek śmiertelny, ale tylko wtedy, gdy sprawca był nietrzeźwy, pod wpływem narkotyków czy uciekł z miejsce wypadku. Za takie zdarzenie grozi kara pozbawienia wolności od 5 do 20 lat. Tak długiej odsiadki może spodziewać się chociażby Łukasz Ż., sprawca wypadku na warszawskiej Trasie Łazienkowskiej.
Tymczasem, zakończona wypadkiem śmiertelnym jazda z prędkością nawet 300 km/h, ale przy pełnej trzeźwości, daje podstawę do zastosowania dużo łagodniejszej kary. W teorii dokładnie takiej, która grozi za zabicie człowieka jadąc nawet zgodnie z ograniczeniem, ale wymuszając pierwszeństwo.
Już na pierwszy rzut oka widać tutaj pewną niesprawiedliwość. Niektórzy chcą to naprawić postulując właśnie możliwość postawienia w takiej sytuacji zarzutu zabójstwa. Z zagrożeniem karą nawet do dożywotniego pozbawienia wolności. Przekonanie sądu do takiej kwalifikacji jest jednak trudne, stąd ostrożność prokuratury. Oskarżyciel – kiedy obierze taką ścieżkę – musi bowiem wykazać co najmniej tzw. zamiar ewentualny. Czyli „godzenie się” sprawcy z tym, że swoją jazdą doprowadzi do czyjejś śmierci. W procesie dotyczącym równie słynnego wypadku na ul. Sokratesa w Warszawie taka kwalifikacja nie utrzymała się. Z opinii biegłego wynikało bowiem, że kierowca jechał co prawda drastycznie za szybko, ale jednak w ostatniej chwili przed zdarzeniem podjął reakcję obronną. A to wyklucza uznanie, że „godził się” ze śmiercią innej osoby.
Trudności w obronie zarzutu zabójstwa i brak przepisów przewidujących surowszą odpowiedzialność za wypadek spowodowany niebezpieczną jazdą – to wszystko sprawia, że Sebastian M. trafi do więzienia na co najwyżej 8 lat. Czy to rzeczywiście mało? Każdy powinien sam odpowiedzieć sobie na to pytanie.
Oczywiście, aby podejrzany o spowodowanie wypadku na A1 usłyszał wyrok skazujący, najpierw trzeba wykazać jego winę. A to wcale nie musi być takie łatwe. Na chwilę obecną wiemy, że podejrzany do winy się nie przyznał. W rozmowie ze Zbigniewem Stonogą przekonywał, że to właściwie on jest ofiarą zajechania drogi przy zmianie pasa ruchu przez kierującego samochodem marki Kia. Jak było naprawdę? Odpowiedź na to pytanie poznamy zapewne dopiero po zakończeniu procesu.
Obserwuj nas i bądź na bieżąco!
Zapraszamy do śledzenia naszych profili społecznościowych:
Podobne artykuły
